To
uczucie. Ono... zniknęło. Nie wiem czy to chwilowe czy to już tak na stałe.
Miałem tak wiele razy, ale niestety to błoto znowu wracało. A może stety. Nie
wiem. Nie wiem czy chcę to czuć czy nie. Gdzieś w głębi mej duszy nie chcę,
żeby to uczucie zgasło, a nawet pragnę wzniecać ten ogień. Ale rozum mówi temu
stanowcze "nie". Bo taka prawda. To się nie uda. I ty o tym dobrze
wiesz. Więc w czym masz problem? Ale co, mam udawać, że to nigdy się nie stało?
Że to nie miało miejsca w przeszłości? Mam kłamać? Okłamywanie ludzi jest złe,
ale okłamywanie siebie to tak, jakbyś
sobie wmawiał codziennie rano przed pacierzem, którego nie odmawiasz, że
kochasz zwierzęta, a w szczególności ich zmarłe ciało. Jeść. Zgłodniałem. Ale
co zjem, to zaraz zwrócę. Wszystko od twoich kłamstw. Bo okłamujesz mnie.
Siebie. Brzydzę się tobą. Ja tobą też.
W
każdym razie chyba się cieszę. Bo uczucie to jakże toksyczne. A zjada. Od
środka. Z drugiej strony to nawet mi przykro, że to zaczyna słabnąć. A zdaje
się, że akurat w tej chwili w ogóle już tego nie czuję. I nie mam pojęcia
jakimż cudem to mogło zniknąć, skoro łkałem tyle miesięcy przy księżycu, żem
popadł w to przekleństwo. Cholera mnie wzięła. Do diabła ze mną. Przeklinam siebie.
Nie
rozumiem, dlaczego ludzie wykształcili tak sztywny i oklepany schemat złożony z
następujących członów: piątek, noc, alkohol, papierosy, głośna muzyka, dużo
ludzi. Co jest w tym tak ciekawego, że ludzi to aż tak pochłania? Że tak łakną
do tego? Że zabiegają? Gdzie w tym widzą tę rozrywkę?
Ziomuś,
jest alko. Wbijaj na bombsite A. Hehe. Najebmy się. Będzie fajnie. Hehe. Ale to
fajne. Papieroski do wódeczki obowiązkowo. Hehe. Ale zabawa. Brat, dawaj na
balety z laskami. Ohoho, a co ty tam masz, gościu? Nie no, wykładaj. Ćpanie,
chlanie, dziwek branie.
Przeglądając
strony poświęcone sportowi i fitness, przypomniała sobie, jak ważne jest
nawadnianie organizmu. A dziś przecież jeszcze nic nie piła. Otworzyła plecak i
zaczęła w nim dynamicznie buszować. Po chwili wyciągnęła niewielką szklaną butelkę,
przypominającą butelkę po wódce. Już miała odkręcać, kiedy kolega zwrócił jej
uwagę:
-A co to, już się chleje przed dwunastą?
-No co, taka butelka.
To tylko woda - odparła z obojętnością.
-Pff, wiesz jak mi smaka narobiłaś?
Kogo to
jara?
Dla
mnie to jest przede wszystkim marnowanie czasu. Czasu, którego nie mamy zbyt
wiele. I z każdą minutą jesteśmy coraz bliżej końca. Tak cenny, ponieważ ciągle
tracimy go bezpowrotnie. Ucieka. A wciąż go marnujemy. Ludzie nie rozumieją, dlaczego spędzam całe dnie z
laptopem na kolanach i pykam tą myszką, wpatrzony w ekran. Uważają, iż to jest tak
naprawdę marnowanie czasu. Ja uważam, że nie. Ponieważ to pykanie myszką
doprowadzi mnie kiedyś do czegoś wielkiego. A przede wszystkim do spełnienia
moich największych marzeń. Ponieważ zależy mi na tym, by doskonalić się aż do
momentu, gdy moje działania staną się niemal perfekcyjne.
A co osiągniesz pijąc przez całą piątkową noc
wódkę, już kolejny weekend z rzędu? Błędny odbiór sytuacji, chwilowe utraty
świadomości, ewentualne wypadki poprzez niepanowanie nad swoimi emocjami, kaca
na drugi dzień, a w przyszłości nadciśnienie, udar mózgu, raka wątroby, raka
płuc i wiele innych schorzeń, których nie jestem w stanie przytoczyć, ponieważ
nie dane mi było stać się lekarzem.
Jeśli
ktoś byłby w stanie wytłumaczyć mi, po co spożywa się celowo alkohol w takich
ilościach, żeby zgonować, byłbym wdzięczny. Nie widzę w tym nic pożytecznego
ani interesującego. Po za tym dostrzegam brak tych ambicji, kiedy wieś przyjeżdża
do wielkiego miasta i jara się alkoholem, jakby to było urządzenie
wielofunkcyjne wydobyte z wykopalisk w Egipcie. I wszystko sprowadza się do
tego tematu. Bo przecież nie ma zabawy bez setki. Trzeba się porządnie najebać,
żeby było fajnie, tak? Brzydzi mnie to. Cholernie. Mam wrażenie, że używki są
dla ludzi, którzy nudzą się w życiu, brak mi zainteresowań i pomysłu na życie.
To jest dla mnie tępe i dziecinne.
Nie
wiem. Może to po prostu nie dla mnie. Przepraszam. Przepraszam, że nie lubię
alkoholu. Że nie palę. Że nie chce mi się bawić w mniejsze czy też większe
używki. Że nie piję kawy czy herbaty. Że nie solę jedzenia. Że nie słucham
głośno muzyki. Że nie chodzę na koncerty. Że nie lubię spotykać się z ludźmi.
Że nie lubię dyskusji. Że nie jem mięsa. Że nie piję mleka. Że nie chodzę do
cyrku. Że nie chodzę do zoo. Że nie lubię robić zdjęć lustrzankami. Że nie
lubię Canonów. Że nigdy nie zrobię prawa jazdy. Że boję się jeździć windą. Że
boję się jeździć metrem. Że ciągle myślę, że ktoś mnie okrada. Że boję się, że nie
wysiądę na odpowiednim przystanku. Że boję się, że pomylę tramwaje. Że nienawidzę
tego miasta. Że nienawidzę tych ludzi. Przepraszam.
Generalnie
nie mam ochoty robić czegokolwiek przeciwko sobie. Więc robię to, co w moim
odczuciu ma sens i nie szkodzi innym. Pizgam po swojemu, na schematy kładę
lachę. Tyle na ten temat.