niedziela, 8 grudnia 2013

Więzień



Dzień był piękny. Kochałam tę jesienną ponurość, unoszone przez wiatr złote liście i słabe światło słoneczne przedzierające się przez chmury. Mój umysł był tam wysoko, mimo że siedziałam na parapecie wpatrując się w malutki pojemnik po koncentracie. Obracałam go w dłoniach studiując jego śliską powierzchnię i mocno zakręconą pokrywkę. Szklany słoiczek z aluminiowym wieczkiem. Niby nic nadzwyczajnego. Czyżby?

Wczoraj wieczorem byłam totalnie pochłonięta czytaniem powieści. Akcja była tak ekspresyjna, że nie mogłam się oderwać. Jednakże potrzebowałam chwili na oddech, dlatego bez namysłu zamknęłam książkę. Spojrzałam w bok i moim oczom ukazała się mała, jednakże obrzydliwa istota, której zawsze się bałam. Siedziała na prześcieradle i wpatrywała się we mnie oczami nienawiści. Na widok potwora natychmiast wstałam z miejsca i teleportowałam się na drugą stronę pokoju. Nagle strach mnie sparaliżował. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, ponieważ każdy najmniejszy ruch mógł sprowokować monstrum do ataku.

Po chwili uspokoiłam się i zaczęłam tworzyć w głowie plany, jak mogłabym się pozbyć niechcianego gościa z mojego łóżka. Mogłam go po prostu złapać, ale nie chciałam go dotknąć. Postanowiłam zawołać, któregoś z domowników, jednakże zadałam sobie sprawę, że zegar wskazywał godzinę drugą. Przecież ojciec uznałby mnie za chorą psychicznie, gdybym obudziła go w środku nocy i zaczęła lamentować, że nie potrafię złapać małej nieszkodliwej istoty. 

Wzięłam sprawy w swoje ręce. Złapałam za słoik, odkręciłam wieczko i ruszyłam na spotkanie z bestią. Potwór zaczął uciekać. Zagoniłam go w róg ściany i cisnęłam naczynie w jego stronę. Wstrzymałam oddech, zmarszczyłam czoło i zamknęłam oczy, jakbym spodziewała się, że za chwilę odgryzie mi rękę lub, co gorsza twarz. Jednakże nic nie poczułam. Powoli podniosłam powieki, jakby były potwornie ciężkie. Zwycięstwo! Wygrałam życie! Złapałam go.  Dla własnego bezpieczeństwa, mocno zakręciłam słoik, żeby szkarada nie zjadła mnie podczas snu.

Obudził mnie podmuch wiatru, który chaotycznie wpadał do mojego pokoju przez uchylone okno. Czy to był tylko sen? Wstałam na równe nogi w poszukiwaniu słoika. Stał na biurku. Bałam się spojrzeć na jego zwartość, jednakże musiałam to sprawdzić. Stwór siedział na dnie. Nie ruszał się. Pomyślałam, że może śpi, więc potrząsnęłam lekko pojemnikiem. Bez skutku. Bez namysłu odkręciłam wieczko w nadziei, że bestia wyleci ze swojego więzienia. Tak się nie stało. Zabiłam. Bezmyślnie. Nieświadomie. Jestem mordercą.

Pozbawiłam istnienia niewinne stworzenie, które nic mi nie zrobiło. Bezczelnie udusiłam, zamykając go w słoiku. Uczyniłam z niego więźnia. Nie miał, żadnych szans na ucieczkę, na przeżycie. Zabrałam mu resztę kilkudniowego życia, bo tyle średnio żyją ćmy.