Dzień był
piękny. Kochałam tę jesienną ponurość, unoszone przez wiatr złote liście i słabe
światło słoneczne przedzierające się przez chmury. Mój umysł był tam wysoko,
mimo że siedziałam na parapecie wpatrując się w malutki pojemnik po
koncentracie. Obracałam go w dłoniach studiując jego śliską powierzchnię i
mocno zakręconą pokrywkę. Szklany słoiczek z aluminiowym wieczkiem. Niby nic
nadzwyczajnego. Czyżby?
Wczoraj
wieczorem byłam totalnie pochłonięta czytaniem powieści. Akcja była tak
ekspresyjna, że nie mogłam się oderwać. Jednakże potrzebowałam chwili na
oddech, dlatego bez namysłu zamknęłam książkę. Spojrzałam w bok i moim oczom
ukazała się mała, jednakże obrzydliwa istota, której zawsze się bałam. Siedziała
na prześcieradle i wpatrywała się we mnie oczami nienawiści. Na widok potwora
natychmiast wstałam z miejsca i teleportowałam się na drugą stronę pokoju. Nagle
strach mnie sparaliżował. Nie mogłam ruszyć się z miejsca, ponieważ każdy najmniejszy
ruch mógł sprowokować monstrum do ataku.
Po chwili
uspokoiłam się i zaczęłam tworzyć w głowie plany, jak mogłabym się pozbyć
niechcianego gościa z mojego łóżka. Mogłam go po prostu złapać, ale nie chciałam
go dotknąć. Postanowiłam zawołać, któregoś z domowników, jednakże zadałam sobie
sprawę, że zegar wskazywał godzinę drugą. Przecież ojciec uznałby mnie za chorą
psychicznie, gdybym obudziła go w środku nocy i zaczęła lamentować, że nie
potrafię złapać małej nieszkodliwej istoty.
Wzięłam
sprawy w swoje ręce. Złapałam za słoik, odkręciłam wieczko i ruszyłam na
spotkanie z bestią. Potwór zaczął uciekać. Zagoniłam go w róg ściany i cisnęłam
naczynie w jego stronę. Wstrzymałam oddech, zmarszczyłam czoło i zamknęłam
oczy, jakbym spodziewała się, że za chwilę odgryzie mi rękę lub, co gorsza
twarz. Jednakże nic nie poczułam. Powoli podniosłam powieki, jakby były potwornie
ciężkie. Zwycięstwo! Wygrałam życie! Złapałam go. Dla własnego bezpieczeństwa, mocno zakręciłam
słoik, żeby szkarada nie zjadła mnie podczas snu.
Obudził mnie
podmuch wiatru, który chaotycznie wpadał do mojego pokoju przez uchylone okno.
Czy to był tylko sen? Wstałam na równe nogi w poszukiwaniu słoika. Stał na
biurku. Bałam się spojrzeć na jego zwartość, jednakże musiałam to sprawdzić. Stwór
siedział na dnie. Nie ruszał się. Pomyślałam, że może śpi, więc potrząsnęłam
lekko pojemnikiem. Bez skutku. Bez namysłu odkręciłam wieczko w nadziei, że
bestia wyleci ze swojego więzienia. Tak się nie stało. Zabiłam. Bezmyślnie. Nieświadomie.
Jestem mordercą.