środa, 23 kwietnia 2014

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Dym




Zaatakowała szyby ciemność.
Chciało nam się zapalić, ale nie wyjść na zewnątrz.
Zimno. Noc osiedle przykryła ledwo.
Paliliśmy go. Przy oknie. Jakby znowu była ze mną.
Obserwowałem metropolie.
Nie myślałem, że mnie tak to ścierwo pojmie.
Niespokojnie zerkałem na Ciebie.
I chciałem wierzyć, że z tego, o czym myślisz część jest o mnie.
I nie oceniaj nas. To nie liczy się.
To niesprawiedliwe. Tą opaskę Temidy weź.
Zapomnij. Bo Twoja twarz rumieni się też.
Pięknie. Jak widzę na niej blask i nie widzę łez.
Nawet, jak nikt nie zrozumie nas…
Co z tego? Żaden z nas nie musi grać.
W M2 wyłączam lampę, nim wstanie rosa.
Idę do okna i zapalam papierosa.


~ fragment utworu „Dym” VNM feat. Marysia Starosta









Will

               

                Przyszedłem, jako pierwszy. Zająłem miejsce na końcu. Przy oknie. Krople deszczu uderzające o szybę idealnie wpasowywały się w black metal brzmiący w moich słuchawkach. Kochałem deszcz. Jak dla mnie to najpiękniejsza pogoda. To, jak oglądać niebo, które przez łzy wyzbywa się wszystkich negatywnych emocji. A jeszcze piękniejsza od deszczu jest burza. Z piorunami. To jest dopiero niesamowity pokaz mieszanki wybuchowej składającej się z litra gniewu, szczypty zazdrości i kilograma nienawiści. Aż przeszły mnie ciarki!
              Moje głębokie rozmyślenia brutalnie przerwał dzwonek. Oderwałem wzrok z hipnotyzującej szyby i tańczących na nich kropel i przeniosłem go na pomieszczenie, w którym znajdowałem się od parunastu minut. Byłem tak pogrążony, że nawet nie zauważyłem, kiedy cała sala się wypełniła. Ściągnąłem słuchawki. I wtedy do mnie dotarło. Wreszcie byłem w szkole. Takiej prawdziwej szkole średniej. Po tylu latach indywidualnego nauczania wreszcie rozpocząłem naukę tak, jak większość nastolatków.

                Rozejrzałem się dookoła. Wyłapałem wiele oczu patrzących właśnie na mnie. Spojrzenia te następnie wymieniały się między sobą, by po chwili usta poszły w ruch. Szept. Chichot. I znowu wzrok na mnie. Czyżby plotkowanie zostało rozpoczęte? Cóż, spodziewałem się tego. Trudno mnie nie zauważyć. Raz, że jestem nowy. Druga sprawa to wygląd. Uczniowie tego liceum raczej nie słuchają jazgotu, jak to określają zwykle rodzice, nie noszą długich do pasa farbowanych włosów czy nie ubierają się, jak na pogrzeb. Mogłem być pewny, że nikt nie zajmie mi pierwszego miejsca na aktualnej liście obgadywanych. Szczerze? Nie obchodziło mnie to wcale. Przyszedłem się tu uczyć. A nie zabiegać o sympatię plotkarzy. Nie zamierzałem się zaprzyjaźniać. Z nikim.

                Po kilku przerwach wrogie spojrzenia i szepty stały się nie do zniesienia. Nie ważne co robiłem. Czy przechodziłem korytarzem, czy kupowałem kawę z automatu, czy w bezruchu stałem przy oknie, czyjeś oczy śledziły każdy mój ruch. Czułem się źle. Bez przerwy ktoś mnie obserwował. Na długiej przerwie postanowiłem oderwać się od rzeczywistości i zaczerpnąć świeżego powietrza. Zapach deszczu od razu poprawił mi humor. Wyszedłem na tyły szkoły, żeby zapalić. Zauważyłem, że nie tylko ja wybrałem sobie to miejsce na palarnię. Jedna z dziewczyn z mojej klasy stała przy murku i właśnie zaciągała się papierosem. Zająłem miejsce w bezpiecznej odległości. Zacząłem szukać szlugów. Cholera. Zapomniałem zapalniczki. Bez chwili wahania podszedłem do dziewczyny i zapytałem:



-Przepraszam, masz może ognia?



                Blondynka poszperała po kieszeniach i nie patrząc na mnie wyciągnęła rękę z zapalniczką mówiąc:

-Trzymaj.





Sparaliżowało mnie. Jej głos. Był taki… męski. To nie była kobieta. Jak mogłem pomylić gościa z babą? Idiota ze mnie. Totalnie zmylił mnie jego wygląd. Drobna budowa ciała. Wzrost? Metr siedemdziesiąt, co najwyżej. I jeszcze te blond włosy do ramion. Co prawda nie widziałem jego twarzy. Ciągle stał ze spuszczoną w dół głową. Oczy przysłaniała mu długa grzywka.



-To jak? Chcesz tego ognia, czy nie? – chłopak rzucił mi pytające spojrzenie.



                Szybko wziąłem od niego zapalniczkę i niemal natychmiast mu ją oddałem, bełkocząc coś na kształt „dzięki”. Poczułem dym w płucach. Jednak uczucie zażenowania nie minęło. Pytałem siebie, jak taka drobna istota może być mężczyzną. Widziałem jego twarz przez ułamek sekundy, ale zdążyłem zarejestrować jej każdy szczegół. Te delikatne rysy. Błękitne oczy. Gdyby nie zarost przebijający się przez warstwę fluidu naprawdę myślałbym, że to kobieta. Sam nosiłem makijaż składający się głównie z czarnych cieni do powiek i kredki. Ale jego tapeta to była wyższa szkoła jazdy. Perfekcyjne kreski na powiekach. Pogrubiający tusz na rzęsach. Róż na policzkach. Hardkor! Byłem w szoku.








Sam



                Nie mogłam uwierzyć, że On stał tak blisko mnie. W dodatku pożyczył ode mnie zapalniczkę. Mogłabym teraz pobiec do szkoły i rzucić tego newsa na pożarcie plotkarskim rekinom.  Wielu z nich dostałoby zawału, gdyby mieli pojęcie, że byłam tam z nim całkiem sama. Od razu pytaliby, czy przypadkiem mnie nie ugryzł. Wątpiłam, żeby był wampirem. To zwykły człowiek, jak każdy inny. W sumie powinien wiedzieć o całym zamieszaniu wokół jego osoby. Chciałam go uświadomić.



-Masz pojęcie, że wzbudzasz niemałe zainteresowanie. Cała szkoła o tobie huczy.
-Trudno nie zauważyć – odpowiedział biorąc głębokiego bucha, na uspokojenie rzecz jasna.  Postanowiłam zapytać wprost o to, co dręczyło wszystkich.



-Jesteś satanistą?
-A wyglądam? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie po chwili wahania.
-Ludzie oceniają na podstawie wyglądu…
-Prawda – przerwał mi – Myślałem, że jesteś dziewczyną.
-Chciałbym – rzuciłam niedopałkiem i odeszłam w stronę szkoły, niemal od razu żałując, że użyłam tego słowa.






Will


-Ścisz to! – wrzasnąłem otwierając drzwi z hukiem.
-Wyluzuj się, brat! – odkrzyknął mi David, który właśnie podniósł nos znad książki.

Nie rozumiałem, jak on mógł czytać słuchają muzyki  na niemal cały regulator. Cradle Of Filth – rozumiem, że zacny zespół. Bathory Aria – wprost magiczny utwór. Ale żeby przy tym czytać? Niby jesteśmy identyczni. Ale w paru kwestiach nigdy nie znajdziemy wspólnego języka. Nasze pokoje całe obklejone plakatami, półki wypełnione płytami i książkami o takiej samej tematyce, świece zamiast lamp, ubrania, którymi się cały czas wymieniamy… Ale charaktery? Zupełnie inne.




***



-Chyba się nie przedstawiłem. Jestem Will – chłopak niepewnie wyciągną rękę. I powoli odwzajemnił uścisk.
-Sam.
-Chciałem się ciebie o coś zapytać…
-Najpierw może odpowiedz na moje pytanie – blondyn przerwał mi. Spojrzał na mnie i zatrzepotał rzęsami. O co on wtedy pytał? Musiałem wrócić do przeszłości . Czyli cztery dni wstecz.
-Jestem ateistą – oznajmiłem po chwili namysłu – Nie satanistą. To spora różnica… A ty? Wierzysz w Boga?



                Zawahał się.



-Wybacz, ale nie zwierzam się byle komu – rzucił nerwowo biorąc papierosa do ust.
-Właściwie już zacząłeś mi się zwierzać. Wtedy. Kiedy powiedziałem, że pomyliłem cię z dziewczyną… Co miałeś na myśli mówiąc „chciałbym”?

                Nastała niezręczna cisza. Sam zasłonił twarz rękoma. Nie chciałem go naciskać, ale to było intrygujące. Męczyło mnie to  kilka dni. Pragnąłem zrozumieć, co on czuje. Chciałem otworzyć go. Jak księgę. I przeczytać, jaką tajemnicę skrywa. W tamtej chwili wydawał mi się bratnią duszą. Bliższą niż mój rodzony brat. Czułem, że obaj jesteśmy inni od reszty. Podobni do siebie.

-Wierzę w Boga – odezwał się w końcu - ale mam do niego pretensje. Chodzi o to, że nie mogę pogodzić się z tym, że Bóg stworzył mnie… mężczyzną. Źle się czuję we własnej skórze – jego głos zaczynał się łamać - Moje ciało jest mi zupełnie obce. A jeszcze ciężej jest mi zaakceptować fakt, że jestem gejem.



                Usłyszałem tylko cichy szloch. Nie widziałem. Nie miałem pojęcia. Zatkało mnie. Instynkt podpowiedział mi, że należy go pocieszyć. Objąłem go. Serce mi się krajało, kiedy patrzyłem, jak blondyn wypłakuje cały makijaż w moją koszulkę z logiem Metallici. Kij z koszulką. Po prostu uświadomiłem sobie, co on musiał przezywać. Dopiero teraz zobaczyłem, jak on dusił wszystkie emocje w sobie. Był, jak chmura burzowa. Zgrywał obojętnego. A tak naprawdę, w środku był cholernie wrażliwy. I nieszczęśliwy. Pozwoliłem, by burza wypłakała grzmoty na mojej koszulce. W sumie to go w jakimś sensie rozumiałem.



-Właściwie… Ja też jestem gejem.

                Burza ucichła.