czwartek, 15 maja 2014

*przelewam uczucia na klawiaturę*



                Maksymalnie skupiłem się na wiązaniu sznurowadeł w lewym martensie. Chciałem je jak najszybciej zasznurować, by móc stąd uciec. Teraz. Natychmiast. W tej chwili. Tak, jak stoję. Co z tego, że właśnie opuszczam wf? Nie fatyguję się nawet, żeby się przebrać w normalne ubrania. Mam wrażenie, że moje ręce są podobne do sita. Przepuszczają wszystkie piłki. Nie ważne, czy to jest siatkówka czy kosz. Tak bardzo nie znoszę gier zespołowych. Tak bardzo nie umiem współpracować z ludźmi. Tak bardzo nie lubię być zależny od kogoś. I nienawidzę, kiedy ktoś mnie naciska.
                Naciskam klamkę. Uchylam lekko drzwi. Ciągle pada. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Wolę moknąć, niż być tam w środku. Z ludźmi. Z ludźmi, którzy są mi obcy. Niby jesteśmy tym samym gatunkiem. Ale ja tu jestem alienem.
                 Stoję, jak najbliżej drzwi i jak najdalej od środka. Mam ochotę już wysiąść. Być na miejscu. Schować się w moimi azylu. I nigdy z niego nie wychodzić. Czuję na plecach spojrzenia. Spojrzenia, których nienawidzę. Odwracam się i obrzucam, każdego spojrzeniem pełnym pragnienia mordu.  I na co się patrzycie? Czym wam zawiniłem? Gdybym w tej chwili posiadał jakąkolwiek broń byłbym w stanie zabić każdego, kto stanąłby mi na drodze. Może być pistolet, nóż, oszczep, miecz świetlny. Wszystko jedno co. Nikogo bym nie oszczędził. A na końcu zabiłbym siebie. Takim pięknym uczuciem darzę nasz gatunek ludzki.
                Wreszcie docieram do moich czterech ścian. Otulam oczami każdy ich centymetr. Są takie uspokajająco białe. Takie czyste i takie opiekuńcze. Mógłbym na nie patrzeć godzinami. I nigdy mi się nie znudzą. Moje nagie stopy dotykają kojąco zimnej posadzki. To ona przywraca mi równowagę. Ona wprowadza do oazy głębokiego spokoju mojej duszy. Stąpam po niej powoli delektując się jej przyjemną gładkością. Powoli przechodzę do dalszej części pomieszczenia. Przeczołguję się przez pościel z Hello Kitty, która jest moim codziennym towarzyszem i obserwatorem. Zawsze piszę opowiadania u jej boku. Wreszcie opieram się o zimny parapet i spoglądam za szybę. Przestało padać, lecz jasnoszare chmury pozostały na niebie. Stanowią idealne tło do moich rozmyśleń. Sprawiają, że zaczynam czuć się lepiej.