Maksymalnie
skupiłem się na wiązaniu sznurowadeł w lewym martensie. Chciałem je jak
najszybciej zasznurować, by móc stąd uciec. Teraz. Natychmiast. W tej chwili. Tak,
jak stoję. Co z tego, że właśnie opuszczam wf? Nie fatyguję się nawet, żeby się
przebrać w normalne ubrania. Mam wrażenie, że moje ręce są podobne do sita.
Przepuszczają wszystkie piłki. Nie ważne, czy to jest siatkówka czy kosz. Tak
bardzo nie znoszę gier zespołowych. Tak bardzo nie umiem współpracować z ludźmi.
Tak bardzo nie lubię być zależny od kogoś. I nienawidzę, kiedy ktoś mnie
naciska.
Naciskam
klamkę. Uchylam lekko drzwi. Ciągle pada. Ale to nie ma najmniejszego
znaczenia. Wolę moknąć, niż być tam w środku. Z ludźmi. Z ludźmi, którzy są mi
obcy. Niby jesteśmy tym samym gatunkiem. Ale ja tu jestem alienem.
Stoję, jak najbliżej drzwi i jak najdalej od
środka. Mam ochotę już wysiąść. Być na miejscu. Schować się w moimi azylu. I
nigdy z niego nie wychodzić. Czuję na plecach spojrzenia. Spojrzenia, których
nienawidzę. Odwracam się i obrzucam, każdego spojrzeniem pełnym pragnienia
mordu. I na co się patrzycie? Czym wam
zawiniłem? Gdybym w tej chwili posiadał jakąkolwiek broń byłbym w stanie zabić
każdego, kto stanąłby mi na drodze. Może być pistolet, nóż, oszczep, miecz
świetlny. Wszystko jedno co. Nikogo bym nie oszczędził. A na końcu zabiłbym
siebie. Takim pięknym uczuciem darzę nasz gatunek ludzki.
Wreszcie
docieram do moich czterech ścian. Otulam oczami każdy ich centymetr. Są takie
uspokajająco białe. Takie czyste i takie opiekuńcze. Mógłbym na nie patrzeć
godzinami. I nigdy mi się nie znudzą. Moje nagie stopy dotykają kojąco zimnej
posadzki. To ona przywraca mi równowagę. Ona wprowadza do oazy głębokiego
spokoju mojej duszy. Stąpam po niej powoli delektując się jej przyjemną gładkością.
Powoli przechodzę do dalszej części pomieszczenia. Przeczołguję się przez
pościel z Hello Kitty, która jest moim codziennym towarzyszem i obserwatorem.
Zawsze piszę opowiadania u jej boku. Wreszcie opieram się o zimny parapet i spoglądam
za szybę. Przestało padać, lecz jasnoszare chmury pozostały na niebie. Stanowią
idealne tło do moich rozmyśleń. Sprawiają, że zaczynam czuć się lepiej.