poniedziałek, 27 października 2014

Myśl swobodna i niestabilna






Kiedy jestem sam w domu, a to zdarza się bardzo rzadko, wszystko wokół mnie zaczyna krzyczeć. Przedmioty niemal biją się o moje zainteresowanie. Wiją się. Szamoczą. Podskakują. Depczą. I demolują powietrze, które dzięki pozbyciu się z mieszkania ludzi, uwolniło się od nadmiaru dwutlenku węgla. Niby jest czym oddychać. A tak naprawdę nie ma. Zastanawiam się, czym mam się teraz zająć. Jest przecież tyle rzeczy do zrobienia. A czas ucieka. I jeszcze mnie pogania. A nawet mi grozi. „Nie zdążysz” mówi. Ale ja i tak olewam. Jestem bytem, który nie potrzebuje matkowania. Sam sobie matkuję. Jak było w utworze Donguralesko „Sam sobie sterem, żeglarzem i bossem”. Ale kiedy ja tego słuchałem. Przeszłość, którą dawno pozostawiłem za sobą.
I mimo, że dom jest pusty, nie przekraczam progu mojego azylu. To tak, jakbym miał wyjechać za granicę. Inny język. Inna waluta. Inny system edukacji. Inni ludzie. Bo wszystko poza moim azylem jest mi obce. W azylu natomiast panuję ja. Ja tu dowodzę. Ja tu króluję. Ja tu ustalam zasady. Ja nagradzam i karzę. Po za tym te cztery ściany są za bardzo przesiąknięte moim zapachem. Czasem mam wrażenie, że jestem, jak pies, który czyha na listonosza. Nie ważne jakie obcy ma intencje. On i tak będzie bronić swojego terytorium. Może na drzwiach mojego azylu powinna zostać umieszczona tabliczka z napisem „Uwaga! Zły pies”?
Mój azyl znam na pamięć. Znam dokładnie każdy centymetr sześcienny tego niewielkiego pudła. Może nie jest ładny, czysty, schludny, porządny czy poukładany. Ale jest mój. Gdyby był taki, jak te wszystkie przymiotniki, jakie wymieniłem, nie należałby do mnie. Czułbym się w nim wtedy źle. Nie mógłbym w nim ani jeść, ani spać, ani myśleć, ani tworzyć. A jeśli nie mógłbym tworzyć to także nie mógłbym żyć. A jeśli nie mógłbym żyć, byłbym martwy.
Kiedy wchodzę do mojego azylu, widzę tylko ściany. Wszystko inne jest na drugim planie. Te ściany są takie niewinne, jak czysta kartka papieru, która czeka by coś na niej stworzyć. Delikatny błękit wprowadza mój umysł w stan otępienia. I jednocześnie trzeźwości. Czyni mnie szalenie spokojnym oraz otwartym na artyzm rzeczy czysto inspirujących i obracających się między ambitną twórczością a chamską abstrakcją świata przedstawionego w zwykłym lustrze, jak i także w tym krzywym zwierciadle, gdzie wszystko nabiera innego, oryginalnego wyrazu, smaku i koloru. Maluje się plamą barwną i kreską. Szkicowość i plama. Plama i szkicowość. Dwa różne, a jakże bliskie i nierozłączne elementy. Tak właśnie wyglądają notatki na moich ścianach. Jest ich tak dużo, że nie mieszczą się nawet na suficie. Nachodzą na siebie, a nawet wyjeżdżają na podłogę. Chaos i porządek w jednym.
Na jednej ze ścian, oprócz bazgrołów, kolekcjonuję też maski. Sam nie wiem ile ich właściwie mam i skąd się tu wzięły. Każda jest inna. Niektóre są bardzo lekkie, wykonane niedbale z pudełka po pizzy. Inne natomiast są dopracowane, bogato zdobione i uszyte z jedwabiu czy aksamitu. Mam także maski bardzo ciężkie i niekomfortowe w noszeniu, gliniane, znajdą się i kamienne, a nawet i marmurowe. Niektóre rzeźbione z pasją. A niektóre ulepione dwoma lewymi rękami beztalencia, czy innego syna marnotrawnego. Mam kilka ulubionych masek. Jednakże najczęściej noszę maskę obojętności. Jest zupełnie neutralna, wyprana z wszelkich emocji. Niby martwa, ale ciągle jeszcze żywa. Co ważniejsze nie sprawia kłopotów i jest bardzo wygodna w noszeniu. Czyni mnie kłodą emocjonalną, co jest bardzo przydatną cechą. Szczególnie wtedy, gdy panika włada moim umysłem. A gdy pod koniec dnia zdejmę tę maskę i zdrapię jej resztki, które wżarły mi się w skórę, zaczyna mną telepać. Miota mną przez długie godziny. Rzuca mną na wszystkie strony. A z oczy, nosa, ust i uszu wypływa zgnilizna doszczętnie zepsutych, tłumionych w środku emocji. Sączą się tak wszystkie. A zatrzymać je może tylko włożenie jakiejś maski. Zwykle władam tę obojętności z powrotem i jest w porządku. Dobrze kryje też maska pewności siebie, zwana też maską przerośniętego ego. Maska euforii też sprawuje się nieźle. Są też takie dni, gdy nie noszę masek. Ale bez nich nie jest zbyt dobrze, ponieważ moje niezdecydowanie nie pozwala mi ustawić się na jedną konkretną emocję.







~*~





 Portret Justyny Orzelskiej




niedziela, 19 października 2014

Dialog

















Muszę iść przed siebie.
Nie musisz.
Zostaw mnie.
Co ty robisz?
Nie wiem. Idę. Nie wiem, gdzie idę. Iść, czy nie iść? Ja nie wiem, co mam robić.
To proste. Nie idź.
Ale oni będą na mnie źli. Przecież obiecałam, że przyjdę. Nawet zapłaciłam.
Pieniądze to nie wszystko.
Ale…
Nie rób niczego wbrew sobie. Dlaczego ktoś ma decydować za ciebie? Jesteś bytem niezależnym. Rozumnym. Masz swój własny rozum. Sama wiesz lepiej. I co się przejmujesz? Po co? Daj sobie spokój.  Zamiast tam iść możesz przejść się, odurzając wonią chłodnego nieba wydychanego przez księżyc w pełni. Niech cię nogi poniosą. Bądź powietrzem. Zniknij na chwilę. Dwie. Rozpłyń się. Poczuj tę magiczną aurę. Bądź indywidualistą. Czyż nie widzisz, jaka ta natura jest piękna?
Widzę, ale czuję, że jednak powinnam tam jechać.
Czyli znowu mówiłem do siebie. I mnie ignorujesz. Sama wiesz, że prędzej, czy później racja stanie na granicy mojego frontu. Później tylko poczujesz ból strzału z mego karabinu. Wyzioniesz ducha. I ja przejmę kontrolę. Będę miotał tobą. Jak szatan.
Ja i tak jadę. Patrz, autobus.
Nie wsiądziesz do niego.
A właśnie, że wsiądę.
Uparta jesteś, hoście.
Ty też.
Dobrze. To skoro myślisz, żeś taka mądra i uczona to powiedź, co dalej.
Ja… Nie wiem. Będę improwizować.
Oboje dobrze wiemy, że nie pójdziesz tam. Więc po co odgrywasz tę szopkę?
A może pójdę?
Nie kłam. Nienawidzę twoich ciągłych kłamstw. Sama kopiesz sobie dół. Żeby później wbić ostatni gwóźdź. I zakopać się żywcem. A potem ja za wszystko odpowiadam. I jak kretyn pomagam ten syf odkręcić. Szczerość i sprawiedliwość. Za wszelką cenę. Będę ci to przypominał. Aż do końca mojego zagnieżdżenia w twojej wypłowiałej i zalanej melancholią duszy. A ta jest przesiąknięta moim istnieniem. Bo czy tego chcesz, czy nie i tak jesteśmy jednością. Nawet ja nie mam na to wpływu.
A co jakby nas rozdzielono?
Nie zmieniaj tematu. Bo przecież wiesz, że to niemożliwe. Jeśli moje istnienie dobiegnie końca, umrzesz razem ze mną. I na odwrót. A tak wracając do sytuacji to proponuję ci, szanowny i przemądrzały hoście, jechać dalej. Nie wysiadaj na starym.
A dlaczego mam się ciebie słuchać? Sam powiedziałeś, że mam swój rozum.
Ja jestem twoim rozumem.
Nie jesteś. Sorry, może i jesteśmy jednością, ale jesteśmy dwoma odrębnym osobami, które znajdują się w jednym ciele. Tym razem nie kłamię i ty dobrze o tym wiesz. Chciałeś, jak zwykle przeciągnąć mnie na swoją rację. Sprytne z ciebie alter ego.
O, patrzcie państwo, jak przemądrzały host się wywyższa. I co mi zrobisz? Nawet nie umiesz mnie uciszyć. Tak naprawdę nic nie umiesz zrobić. Wszystko psujesz. Jesteś bytem bezużytecznym.
Przestań…
A co, nie mam racji?
Masz.
Mówiłem. Ale ty oczywiście nigdy mnie nie słuchasz. Błądzisz we własnych mgłach i zaćmieniach umysłu. Nie możesz dostrzec nawet światełka w tunelu, kiedy ja podrzucam ci je pod sam nos. Pokazuję. Tam. Tam ono jest. Ale ty nie widzisz. Jesteś ślepa. Ślepa na wszystko.
Chcę do domu.
Mówiłem „Zostań”. Ale nie. Idziesz. Jedziesz. I koniec.
Przepraszam. Przepraszam, ale ja się już zgubiłam. Ja nie mam siły. I co ja mam teraz zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić? Mam żyć? Czy może lepiej umrzeć, tu i teraz? I dlaczego On mnie nie zabrał? Dlaczego pozwolił na to, by to się ciągnęło. Mam ochotę się schować tak, by nikt mnie nie zobaczył. By nikt mnie nie widział. By nikt nie próbował mnie namawiać. Miałeś rację. Bo ty zawsze masz rację. Dziś już tam nie pójdę. I dlaczego jej nie ma? Dlaczego nie ma jej, kiedy tak bardzo jej potrzebuję. Chcę czuć jej obecność. Jej bliskość. Jej ciepło. To ona jest moim pocieszeniem. Bo ona mi otworzyła oczy. I ciągle mi je otwiera, gdy się zgubię. Tak, jak teraz się zgubiłam.










sobota, 18 października 2014

Demonizacja




ΑΠΟ ΠΑΝΤΟΣ ΚΑΚΟ ΔΑΙΜΟΝΟΣ









































~*~




If I'm lost please don't find me
If I drown let me sink





























































































































































When it's cold outside hold me
Don't hold me

~Crystal Castles "Celestica"