niedziela, 19 października 2014

Dialog

















Muszę iść przed siebie.
Nie musisz.
Zostaw mnie.
Co ty robisz?
Nie wiem. Idę. Nie wiem, gdzie idę. Iść, czy nie iść? Ja nie wiem, co mam robić.
To proste. Nie idź.
Ale oni będą na mnie źli. Przecież obiecałam, że przyjdę. Nawet zapłaciłam.
Pieniądze to nie wszystko.
Ale…
Nie rób niczego wbrew sobie. Dlaczego ktoś ma decydować za ciebie? Jesteś bytem niezależnym. Rozumnym. Masz swój własny rozum. Sama wiesz lepiej. I co się przejmujesz? Po co? Daj sobie spokój.  Zamiast tam iść możesz przejść się, odurzając wonią chłodnego nieba wydychanego przez księżyc w pełni. Niech cię nogi poniosą. Bądź powietrzem. Zniknij na chwilę. Dwie. Rozpłyń się. Poczuj tę magiczną aurę. Bądź indywidualistą. Czyż nie widzisz, jaka ta natura jest piękna?
Widzę, ale czuję, że jednak powinnam tam jechać.
Czyli znowu mówiłem do siebie. I mnie ignorujesz. Sama wiesz, że prędzej, czy później racja stanie na granicy mojego frontu. Później tylko poczujesz ból strzału z mego karabinu. Wyzioniesz ducha. I ja przejmę kontrolę. Będę miotał tobą. Jak szatan.
Ja i tak jadę. Patrz, autobus.
Nie wsiądziesz do niego.
A właśnie, że wsiądę.
Uparta jesteś, hoście.
Ty też.
Dobrze. To skoro myślisz, żeś taka mądra i uczona to powiedź, co dalej.
Ja… Nie wiem. Będę improwizować.
Oboje dobrze wiemy, że nie pójdziesz tam. Więc po co odgrywasz tę szopkę?
A może pójdę?
Nie kłam. Nienawidzę twoich ciągłych kłamstw. Sama kopiesz sobie dół. Żeby później wbić ostatni gwóźdź. I zakopać się żywcem. A potem ja za wszystko odpowiadam. I jak kretyn pomagam ten syf odkręcić. Szczerość i sprawiedliwość. Za wszelką cenę. Będę ci to przypominał. Aż do końca mojego zagnieżdżenia w twojej wypłowiałej i zalanej melancholią duszy. A ta jest przesiąknięta moim istnieniem. Bo czy tego chcesz, czy nie i tak jesteśmy jednością. Nawet ja nie mam na to wpływu.
A co jakby nas rozdzielono?
Nie zmieniaj tematu. Bo przecież wiesz, że to niemożliwe. Jeśli moje istnienie dobiegnie końca, umrzesz razem ze mną. I na odwrót. A tak wracając do sytuacji to proponuję ci, szanowny i przemądrzały hoście, jechać dalej. Nie wysiadaj na starym.
A dlaczego mam się ciebie słuchać? Sam powiedziałeś, że mam swój rozum.
Ja jestem twoim rozumem.
Nie jesteś. Sorry, może i jesteśmy jednością, ale jesteśmy dwoma odrębnym osobami, które znajdują się w jednym ciele. Tym razem nie kłamię i ty dobrze o tym wiesz. Chciałeś, jak zwykle przeciągnąć mnie na swoją rację. Sprytne z ciebie alter ego.
O, patrzcie państwo, jak przemądrzały host się wywyższa. I co mi zrobisz? Nawet nie umiesz mnie uciszyć. Tak naprawdę nic nie umiesz zrobić. Wszystko psujesz. Jesteś bytem bezużytecznym.
Przestań…
A co, nie mam racji?
Masz.
Mówiłem. Ale ty oczywiście nigdy mnie nie słuchasz. Błądzisz we własnych mgłach i zaćmieniach umysłu. Nie możesz dostrzec nawet światełka w tunelu, kiedy ja podrzucam ci je pod sam nos. Pokazuję. Tam. Tam ono jest. Ale ty nie widzisz. Jesteś ślepa. Ślepa na wszystko.
Chcę do domu.
Mówiłem „Zostań”. Ale nie. Idziesz. Jedziesz. I koniec.
Przepraszam. Przepraszam, ale ja się już zgubiłam. Ja nie mam siły. I co ja mam teraz zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić? Mam żyć? Czy może lepiej umrzeć, tu i teraz? I dlaczego On mnie nie zabrał? Dlaczego pozwolił na to, by to się ciągnęło. Mam ochotę się schować tak, by nikt mnie nie zobaczył. By nikt mnie nie widział. By nikt nie próbował mnie namawiać. Miałeś rację. Bo ty zawsze masz rację. Dziś już tam nie pójdę. I dlaczego jej nie ma? Dlaczego nie ma jej, kiedy tak bardzo jej potrzebuję. Chcę czuć jej obecność. Jej bliskość. Jej ciepło. To ona jest moim pocieszeniem. Bo ona mi otworzyła oczy. I ciągle mi je otwiera, gdy się zgubię. Tak, jak teraz się zgubiłam.