Witaj, ma wyczekiwana przez tyle lat. Dziś spotkałem Cię niby
przypadkiem. Lecz dla mnie nic nie jest przypadkowe. Za Twą osobą bił blask
zachodzącego już słońca. Zobaczyłem Cię w mgle rozpaczy. Nieudolnie się nią zasłaniałaś.
Udawałaś, że mnie nie widzisz, ale ja wiedziałem, że jest inaczej. Zrzuciłaś pelerynę.
I nakryłaś nią swą ofiarę, głaszcząc ją czule. Od tylu dni powtarzałem Ci, iż
ja powinienem nią być. Wyciągnęłaś srebrzyste narzędzie. Zamachnęłaś nim parę
razy w powietrzu, brutalnie przecinając mgielną rozpacz. Specjalnie niszczyłaś
tą magię. Chciałaś mnie zirytować. Następnie cisnęłaś ostrze prosto w tętnicę.
Jednak nie przecięłaś jej. Nóż był w tym miejscu tępy, zupełnie jak ja tamtej
nocy. Nie chciałaś, żeby cierpiał. Zrobiłaś to szybko. Zamknęłaś jego powieki
na zawsze. Po czym odeszłaś, sunąc mgłą po konarach. I już nigdy więcej Cię nie
zobaczyłem.
Starość - nie radość.
Młodość - nie wieczność.