Zaczynam
tracić moje pasje. Znowu. Od nowa. Książki i filmy przestają mnie interesować.
Nie potrafię się na nich skupić. Nie umiem. Mam do nich niechęć. Nie mam ochoty
ich poznawać. Nie chcę. Wszystko wydaje mi się takie obce. Takie nie
przeznaczone dla mnie. Albo ja. Taki nieprzeznaczony dla nich.
fot. Perseusz
Mówisz.
Gadasz. Nadajesz. Kręcisz. Odwracasz kota ogonem. Lejesz wodę. Nabijasz w
butelkę. Opowiadasz bajki. Wciskasz kity. Picujesz. Rolujesz. Bajerujesz. Blefujesz.
Ściemniasz. Łżesz. Po co? Kogo naprawdę oszukujesz? Siebie. Wiem jaka jest
prawda. Nie musisz mydlić mi oczu. Po co zakładasz mi klapki na oczy. Może
wyglądam, może często się tak zachowuję, ale w tym przypadku idiotą nie jestem.
Miłość
ta jest inna. Zupełnie pozbawiona pożądania, czerpania z niej cielesnej
przyjemności. Nie liczy się tu płeć, zauroczenie, chemia. Jest to
miłość na zasadzie poziomu poczucia bezpieczeństwa. Główną rolę gra tu opieka
wobec drugiej osoby. Jest niemal jak miłość matki do dziecka. Jak miłość
człowieka do zwierzęcia. To jest instynkt, który mimo naszej woli uaktywnia
się, kiedy jesteśmy blisko osoby, którą obdarzamy tym rodzajem miłości. Ważne
jest też przywiązanie. Ta więź, która łączy dwa umysły. Ważna jest myśli, która
zastanawia się czy druga osoba odczuwa konsekwencje użycia na niej dobra.
Kiedy
wracam do domu, rzucam się w azyl. Tak jak jestem. Tak jak stoję.
Najbezpieczniejsze miejsce na świecie w mych ramionach. Mam ogromny sentyment
do tych ścian. Niebiańskich ścian. Kiedy wrócę do domu mogę wreszcie się
schować. Potrzeba zniknięcia jest u mnie bardzo silna. Często potrzebuję
odreagować. I przeżyć cały dzień od nowa. Dogłębna analiza. Ujęcie po ujęciu.
Klatka po klatce. Sekunda po sekundzie. Dokładniej mój umysł nie jest w stanie
rejestrować. Nie jest doskonały. Nigdy nie będzie.
Złe
chwile to lekkie tortury. Poniżanie stało się moim codziennym rytuałem. Ten ból
nie można nazwać bólem. To jest ironia. Już mnie to nie rusza. Ostrze miecza
dobrych wspomnień prawdziwie rozdziera mą duszę. Szczęście tak szybko przemija.
Są chwile. Tak piękne. A po jakimś czasie ich nie ma. Giną. Są śmiertelne mimo,
iż za wszelką cenę pragniemy zatrzymać czas na zawsze. Pozostaje po nich tylko
gorzki posmak radości. I te wspomnienia chwil pozostały w stopklatce. Kurz
zatrzymany pomiędzy podeszwą a asfaltem. Włosie falujące na wietrze. I oddechy.
Wdechy lub wydechy. Nie ma cyrkulacji powietrza. Wszystko stoi w miejscu.
Zatrzymuję
tę chwilę po raz setny. Tysięczny. I nie mogę przestać. Nie ma jej już
namacalnie. Nie odbywa się. Zakończyła swoją czynność. Pozostała daleko w
czasoprzestrzeni. W przeszłości. A pamiętam ją, jakby wydarzyła się sekundę
temu. Niestety nie. Miała miejsce dawno temu. Z biegiem czasu pamięć o tejże
chwili zaciera się. Staje się mało szczegółowa. W końcu dochodzi do tego, iż
muszę użyć wyobraźni, by odtworzyć to wspomnienie. Przez to staje się mniej
autentyczne. W efekcie pamiętam ją tak, jakby nigdy się nie wydarzyła. Wtedy
dochodzi do mej wewnętrznej rozpaczy utracenia szczęścia. To jest jedyna rzecz,
której najbardziej w życiu nienawidzę, prócz samego życia. Tęsknię za tą
chwilą. Za każdą szczęśliwą. To powoduje największy ból, którego nie sposób w
żaden sposób się pozbyć.