piątek, 9 września 2016

Jostedalsbreen





    Ja doskonale wiem, co robiłam.
Co robię.
Co bym robiła. 
A nawet co bym robił.
















 



 
 



































































                Chyba zaczynam tęsknić za moim nowym pokojem. Jeszcze nie zdążyłem się nim nacieszyć, a co dopiero się do niego przyzwyczaić, a już odczuwam jego brak. Widzę przed oczyma te wspomnienia, których jeszcze nie ma. Ja i melancholia w jednym pomieszczeniu. Zupełnie nowa. Ulepszona wersja. Będzie jeszcze lepiej niż w azylu. Czy mogę to pomieszczenie nazwać azylem numer dwa? Nie wiem. Mój azyl jest jeden, jedyny w swoim rodzaju. Może nie jest idealny. A zagracony. Wręcz przytłoczony przez nadmiar moich tworów. Świadomych i tych nieświadomych. Nie ukrywam, że go zepsułem. Miał wyglądać zupełnie inaczej. Miał być niebem. Błękit gra tu główną rolę, ale niestety zapomniał tekstu. Ale zepsuty czy nie... To nie zmienia faktu, że jest mój. Przesiąknięty moim zapachem. Ma prawo być zepsuty po tylu latach. Więc nie będzie żadnego azylu numer dwa. Azyl jest tylko numer jeden.

                "Spać po prawej lubię mniej"... nie. Ja akurat wolę po prawej.

                Myślę nad nazwą dla mojego nowego pokoju, który stanie się moim domem. Wiążę z nim ogromne nadzieje. Nadzieje, które są moim marzeniami, a te o mały włos mogły zostać w jednej chwili całkowicie zrównane z ziemią. I to przez jedną osobę, którą mam ochotę zniszczyć. Albowiem każdy, kto naraża moje marzenia na niebezpieczeństwo, jest dla mnie skreślony. Każdy, kto stanie mi na drodze, już nie żyje. Bo to, co chcę robić na tej ścieżce to jedyny sens mego nędznego życia. To jest już właściwie jak głód. Jestem głody tej roboty. Ja już bez tego nie potrafię żyć. Nieustannie coś wymyślam. Bez przerwy coś tworzę. Snuję ogromne i dość szczegółowe plany o tym co uwiecznić. Jeśli z jakichś powodów nie mógłbym tego robić, błagałbym o śmierć, w tej chwili tylko na nią czekam. Ponieważ ja bez tego nie istnieję. Nie umiem już inaczej. To już zaszło za daleko. I nie ma powrotu. To jest jak uzależnienie.

                 "Stworzyć" jest czynnością dokonaną, a "tworzyć" niedokonaną. Chyba nie muszę mówić, którą drogą się kieruję.

                Niezmiernie cieszę się, że otrzymałem nowe miejsce. Świeże miejsce doda mi sił. I inspiracji, które są dla mnie najważniejsze. Bez nich nic nie zrobię. Bazowanie na inspiracjach jest jednym z głównych procesów powstawania czegokolwiek w moim umyśle. Bez żarówki w głowie nic nie przekłada się w żaden sposób na rzeczywistość. Czyli, krótko mówiąc, nie istnieje.

                Dzisiaj, będąc w podróży, zauważyłem pszczołę na asfalcie. Nie będę tutaj czarować. Powiem wprost. Była umierająca. Wziąłem ją na liść i odstawiłem na trawę, w obawie, że ktoś ją rozdepcze. Musiałem iść, ale obiecałem, że po nią wrócę z chwilę. Tak też zrobiłem. Jednak potem już jej nie zastałem.

                I znów wydaje mi się, że coś czuję. Potem, że jednak nie. Ale po jakimś czasie ze zdwojoną siłą znowu tak. I tak w kółko. Ciekawe, kiedy nastąpi koniec tego cyrku. Chciałbym, żeby w ogóle się nie zaczął.  Bo to nas niszczy. Oboje. Od środka.