Przyszedł
dzień, w którym stwierdziłem, że zgubiłem się we własnym azylu. Ma tylko cztery
ściany, ale nie jestem w stanie odnaleźć sensu. Na tych błękitnych ścianach zapisywałem
swoje myśli. Potworne bazgroły. Ale moje. Doszło do tego, że refleksje
przestały się mieścić i musiałem zapisywać jedno na drugim. Tak powstał chaos. Chaos,
panika i smutek ogarniający moją duszę. Mam wrażenie, że ta staje się
przezroczysta. Taka transparentna. Jakby przestawała istnieć.
Bo to jest właśnie ten moment, w
którym życie na siłę mnie nie bawi. Jaki jest sens w ciągłym zmuszaniu się do
zrobienia czegokolwiek? Zmuszam się do wstania, do jedzenia, do wyjścia na dwór,
do nauki, do życia. Gdybym na siebie bez przerwy nie krzyczał i bym sobie nie
groził to całymi dniami nie wychodziłbym z łóżka, przygnieciony bólem istnienia
i zatopiony w odmęcie melancholii. Bo prawda jest taka, że jestem typowym
bohaterem romantycznym.
I w tej
chwili mam ochotę wybiec na dwór, usiąść na chodniku i zacząć płakać. Łkać i
szlochać w niebogłosy. Jednak to niemożliwe. Jestem zupełnie pozbawiony ludzkich
emocji. Nie potrafię płakać. Mimo, że chcę, mam tylko zatkany nos. Zero łez.
Nie mam serca, moja dusza jest strzępem, a ciało bezużytecznym pojemnikiem na
nią. Czuję, jak wszystko zlewa się z powietrzem.
I niby
dlaczego na co dzień przyjmuję taką postawę, a nie inną? Że wychodzę zmuszony
przez siebie poza azyl. W dodatku ubrany, jak na pogrzeb. Bo codziennie czuję
się, jak na pogrzebie. Nie ważę się nawet uśmiechnąć. Nie potrzebuję okłamywać siebie
maskami w stylu „Jest pięknie, cudownie i świetnie”. Moja twarz jest kamienna.
A oczy wyrażają nienawiść. Swoim wyglądem stwarzam barierę, która broni mnie
przed światem. By on nie zaczął atakować mnie. Chociaż mam wrażenie, że już
dawno to zrobił.
I
teraz, kiedy słucham Kryształowych Zamków, mam ochotę już nigdy nie wychodzić z
azylu. Jest mi tu dobrze, przy tym otwartym oknie i śpiewie ptaków wplątanym w
głos Alice Glass. Oglądam przez szybę czubki drzew, które bawią się w teatr
cieni na tle nieba, z którego niecałe pół godziny temu zgasło słońce. Moje
ciało staje się takie ciężkie. Jakbym za chwilę miał pogrążyć się w wiecznym
śnie. I to by było naprawdę piękne.