Ostatnio
czuję, że tracę wszelki sens. Że to wszystko staje się zupełnie jego
pozbawione. Niemoc jest we mnie. Skończyłem tyle rzeczy. Ale co dalej? Obecnie
poczułem wielką radość z powodu wolności, jakiej teraz doznałem. Tak jak przez
ostatnie lata byłem ciągle zajęty, tak teraz mam czas na wszystko. Niestety dni
są za krótkie. Noce jeszcze bardziej. A czas biegnie. Nieubłagalnie. Pomimo
szczerych chęci do działania, posiadam pewien defekt. Jest nim mój słomiany
zapał. Cóż, nie ma róży bez kolców. Gdy tylko zabiorę się za coś i zacznę to
realizować, nagle staje się coś złego. Zdarza się, że sam coś w tym zepsuję, a
nie mam możliwości, by to naprawić i zrobić inaczej.
Jestem samoukiem. Robię wszystko metodą prób i
błędów. Przyzwyczaiłem się do tego. Już nie potrafię inaczej, dlatego odtrącam
czyjąś pomoc. Nigdy o nią nie proszę. Nie lubię zawracać komuś głowy swoją
nieudolną osobą. Nienawidzę, kiedy ktoś traci swój czas na mnie. Po za tym
jestem samotnikiem. Jestem nieprzystosowany do funkcjonowania w grupie. Nie
umiem. Nie potrafię. Niektórych wychowywała mama czy ojciec. Innych babcia lub
druga matka - ulica. Ja sam siebie wychowywałem i sam się wychowuję do teraz.
Unikam ludzi. Nie przepadam za ich
towarzystwem. Częste przebywanie wśród innych osób męczy mnie. Przytłacza.
Sprawia, że muszę zakładać maskę pod tytułem "Wszystko w porządku".
Niektóre moje uczucia nie mogą wyjść na
zewnątrz. Zdaję sobie sprawę, że częścią moich zachowań mógłbym zrazić ludzi do
siebie. Nie chcę tego. Chcę żyć ze wszystkimi w zgodzie. I mimo, że od zawsze
żyję sam, to nie chcę zostać sam do końca życia. Nie chcę, żeby ludzie
odwrócili się ode mnie. Nienawidzę kłótni. Nienawidzę sporów. Nienawidzę
konfliktów. Ale świata nie zmienię. I nie uchronię ani siebie, ani nikogo przed
złem, ponieważ skaziło ono doszczętnie całe istnienie, jakie jest na tej
planecie. Chciałeś naprawić wszystko? Uczynić lepszym? Przykro mi. Twój lud
zniszczył Twoje poświęcenie. Tak bardzo mi przykro...