czwartek, 31 lipca 2014

Sobą być



Kiedyś, zdaje się, że Coco Chanel powiedziała coś w stylu, iż kiedy kobieta zmienia fryzurę to znaczy, że chce zmienić swoje życie. Szczerze? Gówno prawda.

Rzadko dodaję tu zdjęcia swojej osoby. Raz na jakiś czas nie zaszkodzi, a dokumentacja ta stanie się pamiątką. Bo włosy to jedyna rzecz, którą w sobie naprawdę lubię.

Mam nadzieję, że nie przerodzi się to w jakąś większą obsesję. Być może już nią jest.





















 














I just wanna be myself and I want you to love
Me for who I am

I've had enough, this is my prayer
That I'll die living just as free as my hair


 Lady Gaga - Hair




środa, 30 lipca 2014

Oddech mgły





Gdynia 2014









































Jestem. Jestem wysoko. Nad ziemią. Jedenaste piętro. Unoszę się. Jestem bytem niemal takim, jak powietrze. Lekkim. Czystym. Przezroczystym. Nie można mnie ani dotknąć, ani zobaczyć. Ale można mnie poczuć. Poczuć wszystkimi zmysłami, które odbiera dusza. Ponieważ dusza jest organem moich uczuć. Uczuć, które są takie ubogie. Ale intensywne. Silne. I wrażliwe. Może nie zawsze dobrze je odbieram. Ale jakieś uczucia mam. Muszę mieć. Chyba. W każdym razie jednym z najlepiej rozwijających się uczuć, które zalęgły się  w mojej duszy jest nienawiść. Tak, ta nienawiść, która karze mi mordować niewinne istnienia.

I teraz, gdy stoję nad ziemią czuje się szczęśliwy. Karmię duszę srebrzystym widokiem tafli morza, które niczym lustro odbija blask księżyca. Ten widok koi moje zmysły. Uspokaja cały umysł. Wprowadza moje wnętrze w stan delikatnego uśpienia, a jednocześnie głębokiego pobudzenia. Zjednaczam się z naturą. Jednak wszystko się burzy. Oaza spokoju właśnie zrównała się z ziemią. Stało się to w tym momencie, w kiedy moje ludzkie oczy spojrzały w dół. Odruchowo złapałem się poręczy. Świat dookoła zaczął wirować. I targnęło mną uczucie, jakbym stał na chmurze, która zaraz ugnie się pod moim ciężarem. Jak mogłem zapomnieć, że stoję na balkonie, na jedenastym piętrze w środku, czarnej jak grobowiec nocy? Dopiero strach wytrącił mnie z transu. Transu, który stanowi naturalne zachowanie mojej duszy. Jest jak hipnoza. Uczucie wyrwania z tej niesamowitej hipnozy porównałbym do uczucia towarzyszącemu człowiekowi, który właśnie został wyrwany ze snu. Nagle znajdujesz się w innym miejscu, czasie i akcji. Zasada trzech jedności. Ta zasada, która nie obowiązuje w romantyzmie. Ponieważ romantyzm wkracza w strefy duchowe, w których nie liczy się żadna z tych jednostek. A nawet wykracza po za nie. Przełamuje wszelkie bariery. Bo w nim nie panują żadne ograniczenia. Taka jest wyobraźnia.

Stoję na jedenastym piętrze. I obserwuję. Staję się obserwatorem zderzenia dwóch światów – krainy, która mnie obrzydza i krainy, która poi mnie swoim pięknem. Mój umysł ogarnia mętlik, ponieważ kocham i jednocześnie nienawidzę tego świata. Bo świat ten mnie niszczy. Ale także naprawia te rany. Moja dusza jest między młotem a kowadłem. Staje się butami. Jeden należy do prawej nogi. A drugi do lewej. Przecież nie da się nałożyć obu na jedną stopę, czyż nie mam racji? Mam, ponieważ czuję, iż moja dusza jest stara. I zdążyła ukształtować własne racje. Natomiast umysł jest młody i narwany. Został nakarmiony zepsuciem tej planety. Umysł i dusza nie idą ze sobą w parze. Są to dwa inne żywioły. Duszę porównałbym do mgły, wiatru lub wody. A umysł jest ogniem czy błyskawicą. Jedno w połączeniu z drugim tworzy czysty absurd. A jednak istnieją, jako jedność. Oksymoron? Nie sadzę, iż są środkiem poetyckim. Ale ich definicja jest niemal identyczna. Bo tak, jakby umieścić agresywny, tlący się niezależnym żarem ogień pod czystą, niewinną i spokojnie płynącą wodą. Niemożliwe? A jednak.











































Oddech mgły jest zjawiskiem niesamowitym. 
Bowiem on otula moją duszę pięknem istnienia.





niedziela, 20 lipca 2014

Tomb Raider: Underworld





            Nie jestem miłośnikiem gier. I kompletnie się na tym nie znam. Jednak jestem osobą, która łatwo popada w uzależnienia. Gdy już czepię się jednej rzeczy to ciężko jest mi się od niej odkleić. I jeśli coś podbije moją duszę to staje się to później problemem. W tym przypadku jest nim jedna z kultowych gier, a mianowicie Tomb Raider: Underworld.

            Do gry zachęciła mnie koleżanka ze szkolnej ławki, pasionetlefeu, która od najmłodszych lat miała styczność z przygodami Lary Croft, dzięki swojej siostrze. Zawsze opowiadała o grze z wielką pasją. Pomyślałam, że i ja spróbuję, bo Tomb Raider może się stać ciekawym dla mnie doświadczeniem.

            Akurat tak się złożyło, że w Biedronce… Tak, w naszej polskiej Biedronce był dostępny Tomb Raider Ultimate Edition. Pudełko zawierało trzy płyty z grami Tomb Raider od części I do III, The Last Reavelation, Chronicles, The Angel of Darkness, Legenda, Anniversary, no i Underworld. W sumie dziewięć części gry







            Postanowiłam zobaczyć pierwszą część. Od razu po włączeniu gry odinstalowałam ją. Dlaczego? Otóż problem stanowiła grafika. Była jeszcze gorsza niż w The Sims jedynce. Ja rozumiem, że to stara gra, ale… W to się nie dało grać. Aż oczy bolały. A ja jestem osobą, która zwraca uwagę na jakość wykonania i ogólną estetykę gry. 

            Następnie odpaliłam The Angel of Darkness. I tu kolejny problem, ponieważ nienawidzę krajobrazu miejskiego. A szczególnie tajemniczych uliczek i zaułków podczas nocy. Przerażają mnie takie miejsca.  Kojarzą mi się z kradzieżami i morderstwami. Okropność. Grafika była lepsza, ale żadna rewelacja. Także i tę grę szybko porzuciłam.

            Potem uruchomiłam Legendę. I była całkiem ok. Miała bardzo podobną grafikę do moich ukochanych The Sims 2. Jednak była dla mnie… za trudna. Serio. Nie ogarniałam jej kompletnie. Nie potrafiłam się tam poruszać. Jeden z poziomów sprawił mi ogromną trudność i nie miałam ochoty go powtarzać po raz setny. Przy tej grze też się poddałam.

            Jednak nie poddałam się tak całkiem. Poszperałam trochę w internecie i okazało się, że Underworld cieszy się niemałym powodzeniem. Postanowiłam przekonać się na własnej skórze. I to był strzał w dziesiątkę. Mogę spokojnie powiedzieć, że ta gra podbiła moją duszę.


















Bardzo spodobał mi się krajobraz. Jest magiczny. Morze Śródziemne i Niflheim nie przypadły mi tak do gustu, jak kojąca zieleń Tajlandii. Grafika w przeciwieństwie do wcześniejszych części jest bardzo przyjemna dla oka. Wszystko jest dopracowane. Chmury, morze, jak i góry wyglądają naprawdę realistycznie.













                Kolejnym elementem, który mnie zachwycił jest architektura. Przypominała mi trochę styl, w którym został wybudowany Wielki Pałac Królewski czy Wat Phra Kaew w Bangkoku. Sztuka ta nawiązuje do buddyzmu. Są to często budowle sakralne. Taki motyw bardzo przypadł mi do gustu.













Tu widoczne jest nawiązanie do sakralnej sztuki hinduistycznych Khmerów, a mianowicie monumentalna rzeźba bóstw Siwy i Wisznu, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie.









Co do tych posągów, uważam iż są po prostu genialne. Jak i cały mechanizm otwierający ukryte przejście. Zabawa światłem i te sprawy.


 
















Największa trudność i jednocześnie przykrość  sprawiło mi zabijanie zwierząt. W szczególności tygrysów, gdyż zwierzęta te stanową dla mnie inspirację. Co do jaszczurów to są istotami upierdliwymi i bardzo przebiegłymi, co wzbudza we mnie potrzebę mordu i agresji.













Cudowny gotycki wystrój w posiadłości Croftów.













Co do postaci Lary Croft mam mieszane uczucia. A właściwie ich nie mam. Wizualnie jest całkiem w porządku. Umięśnione kobiety są bardzo ładne. W niektórych momentach gry wręcz nie mogę się skupić. Jednak w ogóle nie podoba mi się jej twarz. Mocno zarysowane brwi, które sprawiają wrażenie, jakby była zła. Wąskie oczy, imitujące skośne powieki. Mały, nienaturalny nos. No i ogromne usta. Wygląda niemal, jak karykatura. Co do osobowości wydaje się być człowiekiem  chytrym i wiedzącym dokładnie czego chce. Jednak troszkę irytuje mnie jej pewność siebie. Po za tym, nie wiem dlaczego, ale czasami wydaje mi się zbyt słaba i delikatna. I zastanawiam się, dlaczego twórcy gry nie stworzyli jej mężczyzną. Jednakże szybko przechodzą mi te myśli, gdy stwierdzam, iż właściwie przyjemnie się nią gra. I powinnam przestać szukać dziury w całym.










Niestety, jak już się czegoś czepię to nie daję sobie z tym spokoju. Myślę nieustannie o tym, jak pokonać kolejne przeszkody i co czeka mnie w następnych poziomach. Sądzę, że znowu gra zawładnie moim życiem przez dłuższy czas, jak to było z The Sims 2. Dlatego staram się unikać jakichkolwiek gier wszelkiego typu. Moim marzeniem jest mieć okazję choć raz zagrać w takie gry, jak League Of Legends, World Of Warcraft czy Metin. Albo MineCraft z kilkoma osobami. Jednak obawa, że popadnę w uzależnienie jest ode mnie silniejsza. Tak się stało z Tomb Raiderem. Wolałabym, by taka sytuacja już nigdy się nie powtórzyła.