Część pierwszą można przeczytać TU.
Will
Bardzo się z Samem
zakolegowaliśmy. Okazało się, że lubimy podobną muzykę. Blondyn słuchał głównie
japońskiego rocka, który i mnie przypadł do gustu. Każdą przerwę spędzaliśmy
razem. Sam pokazywał mi godne uwagi zespoły. Często przesłuchiwaliśmy utwory na
jednych słuchawkach. Nasza przyjaźń sprawiała, że po szkole znowu zaczęły krążyć
plotki. Jednak nie przejmowaliśmy się tym.
Kiedyś byłem samotnikiem.
Chciałem się odizolować od ludzi. Od całego społeczeństwa. Teraz doceniłem, jak
dobrze mieć kogoś, komu można zaufać. Powiedzieć wszystko. Fakt, Sam był inny
niż wszyscy. Ale był moim przyjacielem. I akceptowałem go takiego, jaki jest.
Pewnego dnia po szkole postanowiłem
pokazać mu, gdzie mieszkam. Przyprowadziłem go pod mieszkanie. Jak zwykle nie
mogłem znaleźć kluczy.
-Chyba zgubiłem klucze.
-Włożyłeś je do bocznej kieszeni w plecaku – oznajmił Sam pokazując
palcem.
-A tak. Rzeczywiście – uśmiechnąłem się. Po raz kolejny byłem szczęśliwy,
że wreszcie mam przyjaciela. Przyjaciel to skarb – Dziękuję.
Zastanawiałem się,
czy mój brat jest w domu. Liczyłem, że zastanę mieszkanie puste. Przekręciłem
klucz i lekko nacisnąłem klamkę. Lekko uchyliłem drzwi. Czysto. Odwróciłem się
do Sama. Położyłem palec na ustach oznajmiając, że należy zachować ciszę.
Gestem zaprosiłem blondyna do środka. Niemal na palcach wdarliśmy się do domu.
Zachowywaliśmy się, jak włamywacze. Nie chciałem, żeby David wtrącał się w moje
sprawy. Znałem go doskonale. Co na myśli to i na języku.
Zamyślony
zapomniałem o drzwiach. Przeciąg sprawił, że trzasnęły z hukiem. Zastygłem w
bezruchu. Miałem nadzieję, że Davida, nie ma w domu.
-Will, już jesteś? – cholera.
Drzwi do pokoju
mojego brata otworzyły się, jak wrota. Ujrzałem brata. Oczywiście
nieogarniętego. Rozczochrany. Nieogolony. Ubrany w starą koszulkę z Behemoth „The
Satanist”, w której wypaliłem dziurę papierosem w zeszłym roku. Zastanawiałem
się, jak to możliwe, że laska go jeszcze nie rzuciła.
-Proszę, proszę. Nie spodziewałem się, że przyprowadzisz dziewczynę.
Wkurzyłem się. Otworzyłem
drzwi do swojego pokoju i zwróciłem się do mojego gościa:
-To jest mój pokój. Rozgość się. Muszę zamienić słowo z bratem. Na
osobności.
***
-Cieszę się, że znalazłeś sobie dziewczynę.
-To nie jest moja dziewczyna! – wybuchłem – To nawet nie jest dziewczyna!
To mój przyjaciel Sam.
-Samatha? – David uśmiechną się chamsko. Miałem ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek
z twarzy. Ale to nie był właściwy moment na wyrównanie rachunków pięściami.
-Wiesz, mógłbyś być bardziej tolerancyjny.
-A ty mógłbyś sobie wreszcie znaleźć prawdziwego faceta, skoro laski ci
nie odpowiadają. A to? Przecież to coś wygląda, jak transwestyta.
Zabolały mnie jego
słowa. Cholernie. Żeby chociaż wiedział, co Sam przeżywa. Bez namysłu wziąłem
butelkę piwa, która stała tuż obok mnie. I wyrzuciłem. Przez okno. Z dziewiątek
piętra.
-Gościu, porąbało cię?! – David wrzasnął zaskoczony – To było ostatnie
piwo!
-Skoro piwo jest ważniejsze niż szczęście własnego brata to mam cię w
dupie.
Sam
Ostrożnie popchnęłam
drzwi prowadzące do pokoju Willa i moim oczom ukazała się ciemność. Byłam
przekonana, że to jakiś schowek na miotły, czy kanciapa, ponieważ pomieszczenie
wydało mi się małe i ciemne. Jednak mój przyjaciel wyraźnie powiedział, że to
jego pokój, więc weszłam do środka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to ostre
światło zachodzącego słońca, próbujące przebić się przez czarne rolety. Nie
miałam pojęcia, dlaczego cały dzień były opuszczone. Przecież była taka piękna
pogoda. Czemu Will nie chciał wpuścić do swojego pokoju trochę słońca?
Odsłoniłam je i
rozejrzałam się dookoła. Wszystkie ściany były zupełnie czarne i w dodatku
obklejone plakatami najwyraźniej tych zespołów, o których tak opowiadał mi
Will. Po za tym zero lamp, a zamiast nich świece, które były dosłownie
wszędzie! Na szafkach, obok książek, na parapecie, a nawet na podłodze. Na biurku, oprócz świeczek leżał tylko laptop
i dwie książki – Nowy Testament i Biblia Szatana. Coś mi tu nie grało. Przecież
oświadczył, że jest ateistą, więc w takim wypadku nie powinien ani wierzyć w
Boga, ani w diabła.
Oparłam się o
parapet i spojrzałam przez okno. Will miał niesamowity widok na całą okolicę.
Stąd można było zobaczyć wszystko: szkołę, centrum handlowe, a nawet mój dom.
Nagle zauważyłam coś dziwnego. Zielona butelka właśnie wypadła przez okno obok
i spadała rozlewając ze swojego wnętrza jakiś płyn. Spojrzałam w dół i
zakręciło mi się w głowie. Które to było piętro? Dziesiąte? Nie sądziłam, że
jest aż tak wysoko. Po chwili butelka rozbiła się o asfalt i usłyszałam jakieś
krzyki dobiegające z przedpokoju.
-Już jestem. Przepraszam, że musiałeś tego słuchać – Will wpadł do pokoju
– Odsłoniłeś rolety?
-Kłóciłeś się z bratem?
-Kłótnie to u nas norma.
-Mieszkasz z nim? – zapytałam po chwili wahania.
-Tak, od czterech lat – odpowiedział, jednocześnie grzebiąc w jakimś
pudełku stojąc do mnie tyłem.
-A gdzie są wasi rodzice? Odwiedzają was?
Nagle Will zastygł w
bezruchu. Coś z nim było nie tak, jakby się zawiesił. Chyba trafiłam w jakiś
czuły punkt, jednak czekałam na odpowiedź. Uparcie wpatrywałam się w jego
plecy, częściowo zasłonięte długimi do pasa czarnymi włosami. Błagałam w
myślach, by nie trzymał mnie dłużej w niepewności. Byłam ciekawa. Po bardzo
długiej chwili milczenia zamknął pudełko, odstawił na miejsce i odwrócił się.
-Moi rodzice nie żyją.
Will
Że
też musiał właśnie o to zapytać. Fakt, to było podejrzane. Osiemnastolatek z
dwudziestoczteroletnim bratem. Sami w domu. Bez jakiegokolwiek nadzoru. Bez
opieki. Czasami to miało też swoje plusy. Robisz co chcesz. Zapraszasz kogo
chcesz. Nawet na noc. Impreza? Nie ma problemu. Ah, właśnie. Przez domówki
mieliśmy problemy. Właściwie on miał. Ale to już inna historia. Ciężko mi było
o tym mówić. Ale chciałem mu o tym powiedzieć. Jako mój przyjaciel powinien
wiedzieć o mnie wszystko.
-Zginęli w wypadku samochodowym. Cztery lata temu.
-Przepraszam, że o to zapytałem – szepnął Sam i spuścił głowę wtapiając
wzrok we własne stopy – Przykro mi.
-Po ich śmierci – postanowiłem kontynuować – nie mogłem się pozbierać.
Nie mogłem jeść. Nie mogłem spać. Nie mogłem normalnie funkcjonować. Przestałem
chodzić do szkoły. W ogóle przestałem wychodzić. Gdziekolwiek. Całe dnie
leżałem w łóżku. Pocieszenie znalazłem w muzyce. Tak właśnie narodziła się moja
miłość do tych wszystkich utworów, które ci pokazywałem. Oczywiście podłapałem
to od brata. Zajmował się mną przez ten czas. Jestem mu wdzięczny.
Sam nie odzywał się.
Siedział zamyślony. Gasł, jak zachodzące słońce za oknem. Dlaczego odsłonił te
cholerne rolety? Ostre promienie raziły mnie w oczy. Nienawidziłem słońca.
Kiedyś wymyśliłem plan, dzięki któremu pozbędę się tej gwiazdy raz na zawsze. Ugaszę.
Zabiję. Bo moi rodzice zginęli właśnie przez słońce. To była jego wina.
-Mam pytanie – Sam wyrwał mnie z rozmyśleń – Ile masz lat?
-Osiemnaście. Zabawne, ale w tej chwili powinienem kończyć liceum, a nie je
zaczynać – zaśmiałem się pod nosem.
-To dlatego wyglądałeś mi na starszego niż reszta osób z naszej klasy.
-Tak – przyznałem – Dwa lata nie chodziłem do szkoły. Później nadrobiłem
stracone klasy nauczaniem indywidualnym.
Znowu zamilkł.
Wpatrywał się w jakiś nieznany mi punkt. Zilustrowałem jego osobę od stóp do
głów. Akceptowałem go w stu procentach. Ale jakaś cząstka mnie ciągle nie mogła
pojąć, że on nie jest dziewczyną. No spójrz tylko na niego! – mówiłem do siebie.
Ja też farbuję włosy – próbowałem tłumaczyć się przed samym sobą. Ale to nie
miało nic do rzeczy. Nie oszukuj się, Will. Ciągle bierzesz go za kobietę.
Jesteś taki sam, jak twój brat. Nietolerancyjny.
-Nie przeszkadza ci, że jestem trzy lata młodszy? – zapytał Sam.
-Nie – bo wiek nie miał w tym przypadku nic do rzeczy.
Sam
-Zaraz się popłaczę ze śmiechu! – wrzasnęłam szturchając go za ramię.
-Lepiej nie, bo rozmażesz sobie cały makijaż.
Tapeta nie była ważna. Spojrzałam na
okno i zorientowałam się, że jest już ciemno. Przez tę grę straciłam rachubę
czasu. Naprawdę, to było przezabawne, kiedy Will przegrał ze mną ten wyścig. I
to aż osiem razy! Teraz mogłam powiedzieć, że konsola do gier to bezczelny
pożeracz czasu. Musiałam jak najprędzej zmykać do domu.
-Odprowadzę
cię – oznajmił Will chowając płytę do pudełka.
Był kochany. Nie dałem tego po sobie
poznać, ale mam potworny lęk przed ciemnością. Spadł mi z nieba z tą
propozycją. Nie miał pojęcia, że gdy tylko zgaśnie światło cała się trzęsę i
panikuję. Ponadto ciągle mi się wydaje, że ktoś mnie dotyka. Nienawidziłam
tego. Bałam się potwornie na samą myśl o tym, że musiałabym wyjść z domu w środku
nocy.
Słaby blask księżyca oświetlał
ulicę, gwiazdy migały na granatowym niebie, a ja dreptałam krok w krok za moim
przyjacielem. Idąc nieustannie słyszałam głosy i szelesty. Co chwila odwracałam
się do tyłu, by upewnić się, że nikt nie podąża za moimi plecami z piłą
elektryczną, czy innym narzędziem stworzonym do mordowania małych, bezbronnych
chłopców wyglądających, jak dziewczynki. Spoglądałam na dłoń Willa, która
poruszała się na przemian w przód i w tył. Miałam ochotę złapać go za rękę i
powiedzieć o moich nieustannych obawach, ale bałam się, że weźmie mnie za
tchórza. Zacisnęłam mocno usta walcząc z własnym „ja”, które próbowało wyjść na
zewnątrz.