sobota, 12 lipca 2014

Dym część II


Część pierwszą można przeczytać TU.









Will

Bardzo się z Samem zakolegowaliśmy. Okazało się, że lubimy podobną muzykę. Blondyn słuchał głównie japońskiego rocka, który i mnie przypadł do gustu. Każdą przerwę spędzaliśmy razem. Sam pokazywał mi godne uwagi zespoły. Często przesłuchiwaliśmy utwory na jednych słuchawkach. Nasza przyjaźń sprawiała, że po szkole znowu zaczęły krążyć plotki. Jednak nie przejmowaliśmy się tym. 
Kiedyś byłem samotnikiem. Chciałem się odizolować od ludzi. Od całego społeczeństwa. Teraz doceniłem, jak dobrze mieć kogoś, komu można zaufać. Powiedzieć wszystko. Fakt, Sam był inny niż wszyscy. Ale był moim przyjacielem. I akceptowałem go takiego, jaki jest. 
Pewnego dnia po szkole postanowiłem pokazać mu, gdzie mieszkam. Przyprowadziłem go pod mieszkanie. Jak zwykle nie mogłem znaleźć kluczy.

-Chyba zgubiłem klucze.
-Włożyłeś je do bocznej kieszeni w plecaku – oznajmił Sam pokazując palcem.
-A tak. Rzeczywiście – uśmiechnąłem się. Po raz kolejny byłem szczęśliwy, że wreszcie mam przyjaciela. Przyjaciel to skarb – Dziękuję.

                Zastanawiałem się, czy mój brat jest w domu. Liczyłem, że zastanę mieszkanie puste. Przekręciłem klucz i lekko nacisnąłem klamkę. Lekko uchyliłem drzwi. Czysto. Odwróciłem się do Sama. Położyłem palec na ustach oznajmiając, że należy zachować ciszę. Gestem zaprosiłem blondyna do środka. Niemal na palcach wdarliśmy się do domu. Zachowywaliśmy się, jak włamywacze. Nie chciałem, żeby David wtrącał się w moje sprawy. Znałem go doskonale. Co na myśli to i na języku.
                Zamyślony zapomniałem o drzwiach. Przeciąg sprawił, że trzasnęły z hukiem. Zastygłem w bezruchu. Miałem nadzieję, że Davida, nie ma w domu.

-Will, już jesteś? – cholera.

                Drzwi do pokoju mojego brata otworzyły się, jak wrota. Ujrzałem brata. Oczywiście nieogarniętego. Rozczochrany. Nieogolony. Ubrany w starą koszulkę z Behemoth „The Satanist”, w której wypaliłem dziurę papierosem w zeszłym roku. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że laska go jeszcze nie rzuciła.

-Proszę, proszę. Nie spodziewałem się, że przyprowadzisz dziewczynę.

                Wkurzyłem się. Otworzyłem drzwi do swojego pokoju i zwróciłem się do mojego gościa:

-To jest mój pokój. Rozgość się. Muszę zamienić słowo z bratem. Na osobności.





***



-Cieszę się, że znalazłeś sobie dziewczynę.
-To nie jest moja dziewczyna! – wybuchłem – To nawet nie jest dziewczyna! To mój przyjaciel Sam.
-Samatha? – David uśmiechną się chamsko. Miałem ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy. Ale to nie był właściwy moment na wyrównanie rachunków pięściami.
-Wiesz, mógłbyś być bardziej tolerancyjny.
-A ty mógłbyś sobie wreszcie znaleźć prawdziwego faceta, skoro laski ci nie odpowiadają. A to? Przecież to coś wygląda, jak transwestyta.

                Zabolały mnie jego słowa. Cholernie. Żeby chociaż wiedział, co Sam przeżywa. Bez namysłu wziąłem butelkę piwa, która stała tuż obok mnie. I wyrzuciłem. Przez okno. Z dziewiątek piętra.

-Gościu, porąbało cię?! – David wrzasnął zaskoczony – To było ostatnie piwo!
-Skoro piwo jest ważniejsze niż szczęście własnego brata to mam cię w dupie.






Sam

                Ostrożnie popchnęłam drzwi prowadzące do pokoju Willa i moim oczom ukazała się ciemność. Byłam przekonana, że to jakiś schowek na miotły, czy kanciapa, ponieważ pomieszczenie wydało mi się małe i ciemne. Jednak mój przyjaciel wyraźnie powiedział, że to jego pokój, więc weszłam do środka. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to ostre światło zachodzącego słońca, próbujące przebić się przez czarne rolety. Nie miałam pojęcia, dlaczego cały dzień były opuszczone. Przecież była taka piękna pogoda. Czemu Will nie chciał wpuścić do swojego pokoju trochę słońca?

                Odsłoniłam je i rozejrzałam się dookoła. Wszystkie ściany były zupełnie czarne i w dodatku obklejone plakatami najwyraźniej tych zespołów, o których tak opowiadał mi Will. Po za tym zero lamp, a zamiast nich świece, które były dosłownie wszędzie! Na szafkach, obok książek, na parapecie, a nawet na podłodze.  Na biurku, oprócz świeczek leżał tylko laptop i dwie książki – Nowy Testament i Biblia Szatana. Coś mi tu nie grało. Przecież oświadczył, że jest ateistą, więc w takim wypadku nie powinien ani wierzyć w Boga, ani w diabła.

                Oparłam się o parapet i spojrzałam przez okno. Will miał niesamowity widok na całą okolicę. Stąd można było zobaczyć wszystko: szkołę, centrum handlowe, a nawet mój dom. Nagle zauważyłam coś dziwnego. Zielona butelka właśnie wypadła przez okno obok i spadała rozlewając ze swojego wnętrza jakiś płyn. Spojrzałam w dół i zakręciło mi się w głowie. Które to było piętro? Dziesiąte? Nie sądziłam, że jest aż tak wysoko. Po chwili butelka rozbiła się o asfalt i usłyszałam jakieś krzyki dobiegające z przedpokoju.

-Już jestem. Przepraszam, że musiałeś tego słuchać – Will wpadł do pokoju – Odsłoniłeś rolety?
-Kłóciłeś się z bratem?
-Kłótnie to u nas norma.
-Mieszkasz z nim? – zapytałam po chwili wahania.
-Tak, od czterech lat – odpowiedział, jednocześnie grzebiąc w jakimś pudełku stojąc do mnie tyłem.
-A gdzie są wasi rodzice? Odwiedzają was?

                Nagle Will zastygł w bezruchu. Coś z nim było nie tak, jakby się zawiesił. Chyba trafiłam w jakiś czuły punkt, jednak czekałam na odpowiedź. Uparcie wpatrywałam się w jego plecy, częściowo zasłonięte długimi do pasa czarnymi włosami. Błagałam w myślach, by nie trzymał mnie dłużej w niepewności. Byłam ciekawa. Po bardzo długiej chwili milczenia zamknął pudełko, odstawił na miejsce i odwrócił się.

-Moi rodzice nie żyją.





Will

                Że też musiał właśnie o to zapytać. Fakt, to było podejrzane. Osiemnastolatek z dwudziestoczteroletnim bratem. Sami w domu. Bez jakiegokolwiek nadzoru. Bez opieki. Czasami to miało też swoje plusy. Robisz co chcesz. Zapraszasz kogo chcesz. Nawet na noc. Impreza? Nie ma problemu. Ah, właśnie. Przez domówki mieliśmy problemy. Właściwie on miał. Ale to już inna historia. Ciężko mi było o tym mówić. Ale chciałem mu o tym powiedzieć. Jako mój przyjaciel powinien wiedzieć o mnie wszystko.

-Zginęli w wypadku samochodowym. Cztery lata temu.
-Przepraszam, że o to zapytałem – szepnął Sam i spuścił głowę wtapiając wzrok we własne stopy – Przykro mi.
-Po ich śmierci – postanowiłem kontynuować – nie mogłem się pozbierać. Nie mogłem jeść. Nie mogłem spać. Nie mogłem normalnie funkcjonować. Przestałem chodzić do szkoły. W ogóle przestałem wychodzić. Gdziekolwiek. Całe dnie leżałem w łóżku. Pocieszenie znalazłem w muzyce. Tak właśnie narodziła się moja miłość do tych wszystkich utworów, które ci pokazywałem. Oczywiście podłapałem to od brata. Zajmował się mną przez ten czas. Jestem mu wdzięczny.

                Sam nie odzywał się. Siedział zamyślony. Gasł, jak zachodzące słońce za oknem. Dlaczego odsłonił te cholerne rolety? Ostre promienie raziły mnie w oczy. Nienawidziłem słońca. Kiedyś wymyśliłem plan, dzięki któremu pozbędę się tej gwiazdy raz na zawsze. Ugaszę. Zabiję. Bo moi rodzice zginęli właśnie przez słońce. To była jego wina.

-Mam pytanie – Sam wyrwał mnie z rozmyśleń – Ile masz lat?
-Osiemnaście. Zabawne, ale w tej chwili powinienem kończyć liceum, a nie je zaczynać – zaśmiałem się pod nosem.
-To dlatego wyglądałeś mi na starszego niż reszta osób z naszej klasy.
-Tak – przyznałem – Dwa lata nie chodziłem do szkoły. Później nadrobiłem stracone klasy nauczaniem indywidualnym.

                Znowu zamilkł. Wpatrywał się w jakiś nieznany mi punkt. Zilustrowałem jego osobę od stóp do głów. Akceptowałem go w stu procentach. Ale jakaś cząstka mnie ciągle nie mogła pojąć, że on nie jest dziewczyną. No spójrz tylko na niego! – mówiłem do siebie. Ja też farbuję włosy – próbowałem tłumaczyć się przed samym sobą. Ale to nie miało nic do rzeczy. Nie oszukuj się, Will. Ciągle bierzesz go za kobietę. Jesteś taki sam, jak twój brat. Nietolerancyjny.

-Nie przeszkadza ci, że jestem trzy lata młodszy? – zapytał Sam.
-Nie – bo wiek nie miał w tym przypadku nic do rzeczy.






Sam



-Zaraz się popłaczę ze śmiechu! – wrzasnęłam szturchając go za ramię.
-Lepiej nie, bo rozmażesz sobie cały makijaż.
 
            Tapeta nie była ważna. Spojrzałam na okno i zorientowałam się, że jest już ciemno. Przez tę grę straciłam rachubę czasu. Naprawdę, to było przezabawne, kiedy Will przegrał ze mną ten wyścig. I to aż osiem razy! Teraz mogłam powiedzieć, że konsola do gier to bezczelny pożeracz czasu. Musiałam jak najprędzej zmykać do domu.

-Odprowadzę cię – oznajmił Will chowając płytę do pudełka.

            Był kochany. Nie dałem tego po sobie poznać, ale mam potworny lęk przed ciemnością. Spadł mi z nieba z tą propozycją. Nie miał pojęcia, że gdy tylko zgaśnie światło cała się trzęsę i panikuję. Ponadto ciągle mi się wydaje, że ktoś mnie dotyka. Nienawidziłam tego. Bałam się potwornie na samą myśl o tym, że musiałabym wyjść z domu w środku nocy.

            Słaby blask księżyca oświetlał ulicę, gwiazdy migały na granatowym niebie, a ja dreptałam krok w krok za moim przyjacielem. Idąc nieustannie słyszałam głosy i szelesty. Co chwila odwracałam się do tyłu, by upewnić się, że nikt nie podąża za moimi plecami z piłą elektryczną, czy innym narzędziem stworzonym do mordowania małych, bezbronnych chłopców wyglądających, jak dziewczynki. Spoglądałam na dłoń Willa, która poruszała się na przemian w przód i w tył. Miałam ochotę złapać go za rękę i powiedzieć o moich nieustannych obawach, ale bałam się, że weźmie mnie za tchórza. Zacisnęłam mocno usta walcząc z własnym „ja”, które próbowało wyjść na zewnątrz.